Zapukałeś do moich drzwi
jak rozbójnik,
nocą.
Posadziłeś obok siebie
na koniu
a potem
pokazywałeś świat.
Bez słów.
Wiatr
kołysał mi włosy
a ty moje ciało.
Dałam się zabrać w nieznane,
do krain,
gdzie sól wiąże skały
i nie słychać innych ludzi.
Dałam się trzymać za rękę.
A przecież byłeś nieznajomym.
Przekonywałeś mnie
łagodną pewnością
do nowej ziemi
i nowego bycia.
Zaufałam
i tobie
i życiu.
Byłeś ciepłem.
Moją kobiecość
przycisnąłeś do piersi,
ogrzałeś.
A potem
ubrałeś w świętość
z czułością boskiego kochanka.
I wyniosłeś na ołtarze,
Nauczycielu,
miłość mojego serca
krwiście czerwoną,
tak żywą,
że aż złotem lśniącą.
I spojrzałeś...
na mnie i na to serce.
I bez cienia wątpliwości
zdmuchnąłeś
ostatnią świecę,
bym w ciemności
na nowo doświadczyła
narodzenia.
jak rozbójnik,
nocą.
Posadziłeś obok siebie
na koniu
a potem
pokazywałeś świat.
Bez słów.
Wiatr
kołysał mi włosy
a ty moje ciało.
Dałam się zabrać w nieznane,
do krain,
gdzie sól wiąże skały
i nie słychać innych ludzi.
Dałam się trzymać za rękę.
A przecież byłeś nieznajomym.
Przekonywałeś mnie
łagodną pewnością
do nowej ziemi
i nowego bycia.
Zaufałam
i tobie
i życiu.
Byłeś ciepłem.
Moją kobiecość
przycisnąłeś do piersi,
ogrzałeś.
A potem
ubrałeś w świętość
z czułością boskiego kochanka.
I wyniosłeś na ołtarze,
Nauczycielu,
miłość mojego serca
krwiście czerwoną,
tak żywą,
że aż złotem lśniącą.
I spojrzałeś...
na mnie i na to serce.
I bez cienia wątpliwości
zdmuchnąłeś
ostatnią świecę,
bym w ciemności
na nowo doświadczyła
narodzenia.